Zapewne dla większości z Państwa czytających teraz ten tekst jego tytuł nie wyjaśnia przyczyn entuzjazmu z jakim przyjmowano kiedyś w Środzie amerykańskich studentów. Rzeczywiście, aż trudno w to uwierzyć, ale pod koniec lat 70. ubiegłego wieku częstymi gośćmi Średzkiego Domu Kultury były wyśmienite, uniwersyteckie zespoły muzyczno-taneczne z USA.
W czasach komuny przyjazd amerykańskich muzyków do Polski był wyjątkowym wydarzeniem. Środa miała to szczęście. Kilkudziesięcioosobowe grupy radosnych studentów przyjeżdżały do nas z wolnego świata, z państwa o ugruntowanej i silnej demokracji. To było jak powiew świeżego powietrza. Zastanawiam się, czy zgoda władz na te wizyty była próbą otwarcia Polski na zachód, czy tylko swoistym wentylem bezpieczeństwa zastosowanym przez komunistów w obliczu nieuchronnego upadku systemu, który firmowali. Pomimo, że tkwiliśmy w sowieckiej sferze wpływów w podświadomości czuliśmy, że jesteśmy częścią zachodniej cywilizacji. Cywilizacji, która pomoże nam odzyskać wolność i da nam szansę na lepszą przyszłość. Gości zza oceanu przyjmowaliśmy nie tylko z otwartymi ramionami, ale także z ogromną nadzieją na rychłe dołączenie do wolnego świata. Dla średzkiej widowni oglądanie uśmiechniętych i otwartych na świat amerykańskich studentów było niezapomnianym przeżyciem.
Wszystkie goszczące w Środzie zespoły miały status amatorskich, pochodziły z różnych stanów Ameryki Północnej oraz propagowały „przyjaźń i braterstwo wszystkich ludzi”. Dynamiczne i kolorowe występy zawsze składały się z tańca i śpiewu. Dominowała muzyka popularna, między innymi: pop, jazz, gospel czy country end western. Była też muzyka klasyczna i chóralna. Nie brakowało broadwayowskich standardów.
Na scenie Ośrodka Kultury w Środzie gościły zespoły m.in. ze stanów: Indiana, Georgia i Utah. Nazywały się: The Young Ambassadors, Sounds of Friendship, Americus High School Singers, Bay City Central Honor’s Choir, czy Friendship Ambassadors. Najbardziej znanym był zespół Young Ambassadors, który występował w Japonii podczas Expo 70, w Południowej Afryce oraz w Pentagonie. Zespoły były liczne i składały się nawet z pięćdziesięciu osób. Dla pracowników Domu Kultury zorganizowanie koncertów dla tak dużej grupy studentów było zawsze wielkim wyzwaniem. Mój ojciec wspominał, że pomimo wielu ograniczeń (niewielka scena, słabe nagłośnienie i oświetlenie) Amerykanie wyjeżdżali ze Środy w dobrych nastrojach. Entuzjazm publiczności rekompensował gościom wszystkie braki natury technicznej.
Oprócz wrażeń czysto artystycznych pojawiły się przyjaźnie. Zarówno polsko-amerykańskie, jak i wewnątrz zespołów. Te drugie… miewały ciąg dalszy. Potwierdza to taka oto historia. Otóż dwoje członków jednej z amerykańskich grup, po powrocie do USA, podjęło decyzję o pobraniu się. Zaproszenie na wesele (widoczne na fotografii) otrzymał także… mój ojciec, pracownik Ośrodka Kultury i współorganizator średzkich koncertów. Wesele zaplanowano w sierpniu 1980 roku. Niestety „żelazna kurtyna” uniemożliwiła mojemu ojcu udział w tych uroczystościach. Za swą nieobecność grzecznie i dyplomatycznie młodą parę przeprosił.
Paweł Łukaszewski
Zdjęcia pochodzą z archiwum Pawła Łukaszewskiego
Brak komentarza, Twój może być pierwszy.
Dodaj komentarz