Jeszcze do niedawna panowało powszechne przekonanie, że nie uchował się ani jeden egzemplarz polskiego autobusu, który produkowany był jedynie przez dwa lata. W latach 1961-63 w Koszalinie wyprodukowano około 150 egzemplarzy autobusów „Bałtyk”. Teraz wiadomo, że przynajmniej jeden z nich ocalał, choć jest w opłakanym stanie. Wiadomo też, że zostanie odrestaurowany i uruchomiony. Choć takich pojazdów było bardzo mało, to wielu średzian miało okazję nimi jechać.
Pod koniec września 1945 roku w Koszalinie powstała „Pierwsza Zachodnio-Pomorska Spółdzielnia Pracy Mechaników Samochodowych”, która zajmowała się głównie naprawą samochodów ciężarowych przekazywanych przez armię polską i radziecką, ale także poniemieckich pojazdów, które na terenie Polski zostały po zakończeniu działań wojennych. Już dwa lata później spółdzielnia ta nie tylko zajmowała się naprawami pojazdów, ale także ich produkcją. Były to głównie pojazdy specjalistyczne, z zabudowami na podwoziach produkowanych wówczas samochodów. W 1962 roku powołana została Fabryka Maszyn Budowlanych, która następnie została przekształcona w Fabrykę Maszyn „Bumar-Koszalin”. Dziś jest to spółka akcyjna, której większościowym udziałowcem jest spółka Wawrzaszek ISS, która specjalizuje się w produkcji zabudów pojazdów pożarniczych. W swoim 80-letnim dorobku zakład wyprodukował wiele betoniarek, pługów, pojazdów strażackich i wojskowych. Pod koniec lat 50. XX wieku rozpoczęto produkcję autobusów. Z początku były to pojazdy na podwoziach Stara, a zabudowa przypominała nadwozie prototypu Stara N50. Później autobusy produkowano na podwoziu Skody 706 RTO, a nadwozie było wykonane według własnego projektu. W latach 1961-63 wyprodukowano około 150 egzemplarzy takich autobusów, które nosiły nazwę „Bałtyk”. Trafiły one do przedsiębiorstw komunikacyjnych obsługujących linie miejskie i międzymiastowe. Głównym odbiorcą tych pojazdów była Krajowa Spółdzielnia Komunikacyjna w Poznaniu, działająca w okolicach ówczesnego dworca PKS na Wildzie i będąca, obok Państwowej Komunikacji Samochodowej, ważnym graczem na rynku przewozów międzymiastowych. KSK zmieniała wielokrotnie swój tabor i rozszerzała ofertę transportową, ale wzrost na polskim rynku liczby samochodów osobowych i konkurencyjne ceny oferowane przez prywatnych przewoźników spowodowały, że spółdzielnia zaczęła popadać w tarapaty finansowe. Po 2010 roku firma dogorywała, a działalnością jej kierownictwa zainteresowała się prokuratura. Ostatecznie 8 października 2013 roku Krajowa Spółdzielnia Komunikacyjna upadła.
W latach prosperity Krajowa Spółdzielnia Komunikacyjna inwestowała w nowe pojazdy. Wśród zakupionych autobusów znalazło się najprawdopodobniej aż kilkadziesiąt „Bałtyków”. Pozostałe, wyprodukowane w Koszalinie autobusy, trafiły m.in. do MPK w Lublinie i do Krakowa, a pierwszy egzemplarz zakupiono dla klubu sportowego Sparta Szamotuły. Ze względu na zły stan techniczny wiele z nich pod koniec lat 70. i w latach 80. trafiło na złom. W XXI wieku wielu pasjonatów motoryzacji zainteresowało się tym, produkowanym na mikroskopijną skalę, autobusem. Okazało się, że widywany jest jedynie na starych fotografiach. 62 lata po zakończeniu ich produkcji było niemal pewne, że nie ocalał ani jeden egzemplarz „Bałtyku”.
Przełom nastąpił w tym roku, kiedy to dwójka mieszkańców gminy Oborniki przypadkiem natrafiła na wrak pojazdu przypominającego produkowany w Bumarze autobus. Jak poinformował Urząd Miejski w Obornikach, byli to Ewa i Paweł, pasjonaci motoryzacji, którzy informację o odkryciu przekazali Muzeum Motoryzacji Wena w Oławie. Muzeum to, choć założone w ubiegłym roku, zyskało ogromną sławę. Tak naprawdę właściciel Tomasz Jurczak od początku lat 90. ubiegłego stulecia kolekcjonował stare pojazdy, a jego muzeum jest dziś największym tego typu obiektem w Europie Środkowej. Zbiór liczy przeszło 300 samochodów, około dwustu rowerów i stu motocykli. Nic więc dziwnego, że od razu zainteresował się jedynym znanym egzemplarzem „Bałtyku”.
Historia tego pojazdu jest owiana wieloma niejasnościami. Nie wiadomo dokładnie, kto był użytkownikiem autobusu, ale najwyraźniej był na tyle wadliwy, że już kilka lat po wyprodukowaniu właściciel chciał się go pozbyć. Pani Janinie podarował go kuzyn, a pojazd stanął na działce leżącej pośród lasów, gdzie mieszkała nowa właścicielka pojazdu. „Bałtyk” stał się działkową altaną i podręcznym magazynem, a w późniejszych latach przechowywane były w nim ule. Na początku czerwca Tomasz Jurczak udał się w okolice wsi Gołaszyn w gminie Oborniki, gdzie stał pojazd, który już przed laty został nazwany legendarnym. Okazało się, że jest to wrak, którego tylko dzięki nielicznym detalom, jak np. charakterystycznie wyprofilowana i zaokrąglona przednia szyba, czy szerokie słupki na boku pojazdu, udało się zidentyfikować jako tak cenny i poszukiwany autobus. Seniorka zgodziła się odsprzedać bezcenny pojazd, który trafił już do muzeum w Oławie. Samo przygotowanie do transportu wymagało przeprowadzenia skomplikowanej logistycznie operacji, aby będący w tak fatalnym stanie autobus nie uległ dalszej destrukcji. Ostatecznie przed transportem na niskopodłogowej naczepie został cały zafoliowany. Nowy właściciel zapowiada, że pojazd zostanie odrestaurowany i za 2-3 lata wyjedzie na drogi. Celem pierwszego kursu ma być miejsce, gdzie go wyprodukowano, czyli Koszalin.
Historią odnalezionego egzemplarza „Bałtyku” żyje cała Polska. Nieprzypadkowo też autobusem zainteresowali się dziennikarze GPŚ. Taki autobus często widywany był na ulicach Środy.
Poznańskie Zakłady Sprzętu Motoryzacyjnego, przemianowane na Fabrykę Galanterii Metalowej Przemysłu Gumowego „FaGaMet”, tak się rozbudowywały, że już w połowie lat 60. ubiegłego stulecia szukano nowej lokalizacji dla hal produkcyjnych. Wybór padł na Środę. W ten sposób powstały Zakłady Metalowe Przemysłu Gumowego „Stomil”. Część pracowników, w tym dyrekcja, kierownicy działów i brygadziści, zostali przeniesieni z Poznania. Wielu z nich dojeżdżało do „Stomila” właśnie „Bałtykiem”, należącym do Krajowej Spółdzielni Komunikacyjnej, a autobus został uwieczniony na fotografii, która znajduje się w zbiorach Pawła Łukaszewskiego. Był to także doskonały środek lokomocji, gdy organizowano zakładowe wycieczki nad morze czy na grzybobrania. Zdjęcie już publikowaliśmy na naszych łamach, ale przez wydarzenia ostatnich miesięcy „zyskało nowe życie”.
Brak komentarza, Twój może być pierwszy.
Dodaj komentarz