Zamknij

Cud, zbiorowa psychoza czy sekta? Część 1

11:44, 18.08.2021 M.B Aktualizacja: 09:12, 26.08.2021

Z początku nie dawano temu wiary, lecz wkrótce potwierdzili owe wiadomości liczni świadkowie, którzy, nie mogąc się doczekać wyjaśnienia w gazetach, wybrali się do Słupi rowerami, samochodami, a nawet piechotą - pisał 4 września 1926 roku Dziennik Poznański o wydarzeniach pod Środą. A czy wy słyszeliście o ,,Cudzie w Słupi”?

Czym jest cud? W terminologii kościelnej cud to wydarzenie, które nie występuje naturalnie w przyrodzie, ale jest wynikiem działania mocy nadprzyrodzonej, boskiej. Może być to cud natury fizycznej jak i duchowej. Wydarzenia w Słupi Wielkiej pod Środą przez kilka miesięcy były traktowane przez wielu ludzi jako cud. Tylko czy w tym przypadku możemy mówić o cudzie?

Jaka tu jasność!

W wigilię ważnego dla kościoła i katolików święta Wniebowzięcia Najświętszej Maryi Panny, znanego inaczej jako Matki Boskiej Zielnej miały miejsce niezwykłe wydarzenia. Blisko sto lat temu, czworo dzieci zamieszkujących folwark w Słupi wybrało się zbierać kwiaty, którymi z okazji święta miały przyozdobić figurę Matki Boskiej. Dzieciom zależało na tym, aby kwiatki które wybiorą były jak najładniejsze, nie bały się zatem wchodzić do wypełnionych wodą rowów, aby stamtąd zerwać wyjątkowo piękne okazy. Pracownicy przegonili jednak dzieciaki, żeby czasami nie wypadły do tych rowów, bo jeszcze by się utopiły albo dzień przed świętem jakieś inne straszne rzeczy się nie przydarzyły. Przydarzyły się jednak rzeczy nie straszne, a boskie.

Oto dzieci wracając do domu mijają po drodze czereśnię. Drzewo to nagle zaczyna niezwykle jaśnieć, a przy nim widać dziwne kontury. Wówczas to 12-letnia Janka Zdebówna zawołała pozostałą trójkę, aby podeszli bliżej i sami zobaczyli Jasną Panią. 11-letnia Józia Nowakówna, 10- letnia Stasia Leciejewska i 6-letni Edzio Dudziński z drżeniem spoglądali na jasną postać zstępującą na ziemię, jednocześnie odczuwając wielką radość na spotkanie, z jak twierdzili, Matką Boską.

Módlcie się za grzeszników

Nie od razu dzieci opowiedziały rodzicom o wydarzeniach, do których doszło 14 sierpnia. Dzieci dość późno wróciły do domu i pewnie nie chciały narażać się rodzicom. Janka jednak wyjawiła prawdę swoim rodzicielom, którzy wymuszali na córce przyrzeczenie, że ta nie śmiałaby kłamać w tak poważnej sprawie. Jednak rodzice niepewni czy wierzyć zeznaniom córki rozmówili się z opiekunami pozostałej trójki. Dzieci przyznały się, że widziały Matkę Boską na czereśni, a do tego zgodnie opisały jej wygląd. Poszły na miejsce kolejnego dnia i znowu doznały objawienia. W kolejnych wizytach pod czereśnią towarzyszyli im rodzice i niektórzy starsi mieszkańcy wsi, którzy rzekomo również mieli widzenie. Do grona wizjonerów dołączyła wówczas 28-letnia Franciszka, Kowalewska z Kopaszyc. Miała ona w trakcie objawienia w wyniku ekstazy upaść sztywna na ziemię.

Początkowo Matka Boska ukazywała się tylko, nie przemawiając do dzieci i pozostałych wizjonerów, a tych przybywało. Wielu mieszkańców Słupi i Środy naigrywało się z dzieci i nie wierzyło w cudowne objawienia maryjne. Później Matka Boska zaczęła podobno przemawiać do dzieci prosząc je, aby te modliły się za grzeszników. Miała także prosić dzieci aby te dalej przychodziły widywać się z Matką Boską pod czereśnią.

Okoliczni mieszkańcy, którzy uwierzyli w objawienia już po kilku dniach zbudowali pod czereśnią prowizoryczny ołtarz, ustawiono tam figurę Matki Bożej, a całość ozdobiono sowicie kwiatami, girlandami, koralikami, wstążkami i co jeszcze udało się znaleźć i nadawało się do ozdoby. Sama czereśnia została wkrótce prawie całkowicie pozbawiona kory, bowiem pątnicy wierzyli, że ma ona szczególną moc, skoro objawia się tam Najjaśniejsza Panna. Na modlitwie spotykano się codziennie. Od września dzieci zaczęły zupełnie inaczej zachowywać się podczas objawień - wzorem Franciszki sztywniały i upadały, niby to tracąc przytomość w ekstazie, po czym rodzice zabierali dzieci do domu. Miało to być następstwem słyszenia słów Matki Boskiej.

Afera w gazetach i pielgrzymki

Jak można z łatwością się domyślić, oprócz tych którzy sceptycznie podeszli do sprawy objawień maryjnych w Słupi, znaleźli się i tacy, którzy od razu uwierzyli, że to cud. Już we wrześniu wieści o cudzie obiegły kraj i na miejsce zaczęli przybywać pielgrzymi. - Do Słupi pod Środą zdążają znowu dzień w dzień liczne rzesze pątników, ponieważ lotem błyskawicy rozeszła się wieść o ponownem objawieniu się Najśw. Marji Panny na drzewie czereśni - pisał Goniec Wielkopolski w listopadzie. Pielgrzymi zaczęli zjeżdżać również z Niemiec, a przekrój społeczny pątników był bardzo zróżnicowany. Zaczynając od zwykłego chłopstwa, przez mieszczaństwo, inteligencję, artystokrację aż po kler. Wśród tych ostatnich również panowały podziały na tych, którzy wierzą w objawienia i tych, którzy w nie wątpili. Prasa napędzała fascynację cudem w Słupi publikując prawie codziennie dowody na uzdrowienia, do których miało dojść wśród pielgrzymów zmierzających pod Środę. Podobno pana Stanisława ze Słupi opuściła histeria, uzdrowiono Władysławę, która miałą być operowana na kamienie żółciowe, dziesięcioletniego Antosia z niedowładem ręki oraz panią Stasię, która cierpiała na przeróżne bóle. Wobec tych wszystkich kontrowersji miano więc dzieci poddać badaniom. Zarówno Kuria chciała zbadać, czy to istotnie cuda czy zmyślenie, jak i szereg towarzystw naukowych. Dzieci oraz inne osoby, które miały doznać objawienia miały być zbadane w Klinice Neurologicznej Uniwersytetu Poznańskiego.

Ks. Meissner wierzył czy nie?

Źródła zdają się sobie przeczyć. W Raptularzu Średzkim autorka podaje, że ks. Meissner był nastawiony sceptycznie i choć sam nie wiedział czy wierzyć, poświęcił miejsce objawień. Później jednak zadecydował o zbadaniu dzieci i osób, które twierdziły, że doznały wizji w poznańskiej klinice. Z kolei warszawskie czasopismo Racjonalista, które opisywało wydarzenie 5 lat po słynnych objawieniach twierdziło, że ks. Mieczysław Meissner sam dał się złapać w pułapkę objawień i wierzył. Dlatego też zależało mu na przeniesieniu figury ze Słupi do kościoła i odgrażał się Stanisławowi, który po procesji z figurą odniósł ją z powrotem pod czereśnię, że na policję na niego doniesie. Jednak badania w klinice i badania kanoniczne ujawniły, że objawienia dzieci były fałszywe, więc aby zaprzestać pielgrzymek i modlitw w Słupi, czereśnię ścięto. Jednocześnie ksiądz nawoływał, aby parafianie wciąż modlili się do Matki Boskiej, tylko po prostu nie w miejscu fałszywych objawień.

Czas wyjaśnić co prawda, a co fałsz

Podczas gdy trwały badania kliniczne i kanoniczne, pielgrzymi dalej przybywali do Słupi aby się modlić. Rodzice dzieci, pracownicy folwarczni, żyjący dotąd bardzo skromnie, sporo się na tych objawieniach wzbogacili, bowiem pielgrzymi dawali im pieniądze. Bilety na stacjach kolejowych były wykupywane i brakowało ich, a pątnicy ciągnęli do Słupi, aby stać się świadkami cudu. Miało obok czereśni wytrysnąć źródło i drzewo miało zakwitnąć 8 grudnia. W kolejnym numerze wyjaśnimy, co się wydarzyło później.

[ZT]5428[/ZT]

[DAWNY]1629279975560[/DAWNY]

(M.B)

Co sądzisz na ten temat?

podoba mi się 0
nie podoba mi się 0
śmieszne 0
szokujące 0
przykre 0
wkurzające 0
facebookFacebook
twitterTwitter
wykopWykop
komentarzeKomentarze

komentarz(0)

Brak komentarza, Twój może być pierwszy.

Dodaj komentarz

0%