Z REDAKCYJNEJ POCZTY
Ilekroć spoglądam na prezentowane dziś fotografie, przypominają mi się lata mojej pierwszej pracy. Była połowa lat osiemdziesiątych, resztkami tlenu oddychał system socjalistycznej „szczęśliwości”, a ja miałem już wymarzony dyplom. Po odbyciu rocznej służby wojskowej, na pięć kolejnych lat, wróciłem do pracy w Przedsiębiorstwie Budownictwa Rolniczego w Środzie.
Z perspektywy ponad czterdziestu lat mojej zawodowej aktywności coraz bardziej doceniam moje pierwsze, inżynierskie doświadczenie. Praca w PBR-olu nie tylko umożliwiła mi zdobycie praktycznych umiejętności (były mi potrzebne do uzyskania uprawnień budowlanych), ale także nauczyła kierowania zespołami ludzi i doceniania ich ciężkiej, fizycznej pracy.
Lata osiemdziesiąte, to w polskim budownictwie, w porównaniu do ówczesnych zachodnich standardów, czas technologicznego zacofania. Większość robót budowlanych, związanych z wznoszeniem obiektów, oparta była na sile fizycznej. Łom, kilof, sztychówka, siekiera, kielnia, sito, taczka, młotek, czy obsługa ciągle psującej się betoniarki, to był chleb powszedni. Tym co najbardziej mnie irytowało, to konieczność „odrywania” murarzy od wznoszenia ścian, gdy na budowę przywożono kolejną partię cegieł lub cementu. Dodam, że ówczesne place budowy nie zawsze były wyposażone w silosy na to spoiwo. W takich sytuacjach przywożono go w... 50-kilogramowych workach. Praca była na akord zatem przed rozpoczęciem wykonania jakiegoś etapu robót, dla każdej z brygad, kierownicy budowy przygotowywali szczegółowe umowy. Ręczny rozładunek cementu, wapna i cegieł ze środków transportu powodował przerwę w prowadzeniu zasadniczych robót, a stawki za ręczny rozładunek materiałów budowlanych były na żenująco niskim poziomie. Na teren budowy nie przywożono jeszcze betonu towarowego, trzeba go było przygotować w 400-litrowej betoniarce. Po urobieniu betonowej mieszanki, aby wykonać żelbetowe fundamenty rozwożono ją taczkami po drewnianych pomostach i wlewano do zaszalowanych deskami ław.
Zawsze podziwiałem ciężko pracujących robotników, a przejawem tego szacunku był fakt, że po wykonaniu swoich obowiązków, wchodziłem czasami do wykopu, aby pomóc rozwozić i rozgarniać beton. Trochę lżej było przy montażu budynków w systemach wielkopłytowych, ale tu problem pojawiał się w momencie braku jakiejś partii prefabrykatów lub nieobecności operatora żurawia. Bezspornym jest, że sześć lat pracy na budowach był dla mnie i dla wielu świeżo upieczonych inżynierów czasem zdobywania budowlanego i życiowego doświadczenia. Wbrew wszystkim mitom i stereotypom na temat budowlańców uważam, że w zdecydowanej większości to nie tylko świetni fachowcy, ale także wspaniali przyjaciele.
Inspiracją do napisania tego wspomnienia były zdjęcia (nr 1 i 2), które wykonano na początku lat 70. XX wieku w Środzie. Oba przedstawiają budowę budynków mieszkalnych wielorodzinnych, w tzw. systemie patronackim. Wyjaśnię, że system ten polegał na budowie obiektów z udziałem ich przyszłych użytkowników. Trzy kolejne, dotąd niepublikowane, zdjęcia (3-6) przedstawiają roboty ziemne przy budowie Szkoły Podstawowej Nr 3. Na zdjęciu nr 7, zrobionym krótko po upadku komuny, utrwalono budowę Szkoły Zawodowej w Środzie, a zdjęcie nr 8 przedstawia budowę budynku mieszkalnego pomiędzy ulicami Niedziałkowskiego i Lipową.
Paweł Łukaszewski
Brak komentarza, Twój może być pierwszy.
Dodaj komentarz