Zamknij

„Mam przeświadczenie, że nie chodzę do pracy”. Rozmowa z Mateuszem Borkiem

09:18, 25.05.2022 J.J Aktualizacja: 17:57, 26.05.2022
Mateusz Borek zawitał w ubiegłym tygodniu do Środy Fot. JJ Mateusz Borek zawitał w ubiegłym tygodniu do Środy Fot. JJ

W piątek 20 maja hala Zespołu Szkół Rolniczych zamieniła się w arenę walk bokserskich. W Środzie odbyła się gala MB Boxing Night 12: Wielkopolska Awantura, której promotorem jest Mateusz Borek, znany dziennikarz, komentator sportowy, współtwórca Kanału Sportowego. Kilka dni przed jej rozpoczęciem Mateusz Borek w rozmowie z Jędrzejem Józefowiczem opowiedział o swojej pasji, która stała się jego pracą, zbliżającym się finale Ligi Mistrzów i nie tylko.

Jędrzej Józefowicz: Jak pan łączy przygotowania do programów z organizacją gali bokserskich?

Mateusz Borek: Po pierwsze, sporty walki były moją drugą pasją, drugim sportem, ponieważ jestem z Dębicy, gdzie mieliśmy drużynę, która była mistrzem Polski w zapasach i drużynę, która była mistrzem Polski w boksie – Wisłoka Dębica i Igloopol Dębica. Więc gdzieś naturalnie poza piłką nożną interesowałem się innymi dyscyplinami, od sportów walki, przez hokej i siatkówkę. Natomiast głównie piłka nożna i sporty walki to mój konik. Weekendy dzielę tak, że popołudnia i wczesne wieczory poświęcam piłce, a późne wieczory i noce zarywam dla sportów walki.

Jeśli chodzi o sam proces organizacji gali, to w tym momencie koncentruję się bardziej na wymyślaniu kształtu gali, zawodników. Staram się zestawić ciekawe walki. Natomiast wiadomo, że przy takiej gali pracuje cały sztab ludzi. Mój partner biznesowy zajmuje się stroną produkcyjną, scenotechniki, technologią, dbaniem o wszystkie detale. Następnie są ludzie od promocji, kolejni od logistyki i organizacji lotów, hoteli, przejazdów, transportu. Jest szereg elementów, który trzeba spiąć i sprawić, by gala się odbyła.

A jak wygląda to w Kanale Sportowym?

Dziś rano [wtorek 17 maja – przyp. red.] od 8:00 byłem „na telefonie”, by się dowiedzieć paru ciekawych rzeczy przed powołaniami do kadry Polski. Musiałem z całą rzeszą moich informatorów porozmawiać. Wiadomo, że robiąc taki program w Kanale Sportowym, czy wcześniej robiąc programy w telewizji rozmawiam z wydawcą czego chcę, jak widzę kształt programu, czekam na sugestie zespołu, reportera, czy samego wydawcy, który jest odpowiedzialny za merytorykę magazynu. Rzadko kiedy w telewizji tworzy się coś samemu. Raczej jest to system naczyń połączonych.

Po tylu latach pracy w telewizji dokładnie wiem czego chcę. Moi współpracownicy, z którymi pracuję 10, 15, a z niektórymi 25 lat wiedzą jakie mam oczekiwania, jaki jest standard mojej pracy, w którą stronę chcę pchać dyskusję, jakich potrzebuję grafik. Później to wszystko działa na zasadzie automatyzmu. Ludzie się znają jak łyse konie, jest jak na boisku. Jeśli z kimś zagrałeś kilkaset meczów, to wiesz kto ma jakie wyczucie, kiedy i w jaki sposób poda piłkę.

Czy wierzył pan, że pańska kariera dojdzie do tego momentu, w którym pan jest dzisiaj?

Gdybym nie wierzył, to bym tego nie robił. Miałem kilka opcji na trochę inne życie i na pewno przez te pierwsze lata mojej działalności dziennikarskiej, gdybym pracował gdzieś indziej to zarabiałbym zdecydowanie lepiej. Miałem takie oferty i mogłem robić różne rzeczy. Zawsze miałem trochę smykałki biznesowej, lecz ta smykałka ostatecznie przegrywała z moją pasją, jaką jest sport i dziennikarstwo.

Poradziłbym sobie w wielu projektach biznesowych, poradziłbym sobie pracując w działach marketingu, w dużych koncernach, ale ta praca by mnie tak nie pasjonowała. Odkąd zacząłem żyć głównie z dziennikarstwa, to mam przeświadczenie, że nie chodzę do pracy, tylko wstaję i robię to, co lubię. Nigdy nie miałem przeświadczenia, że idę do pracy. Idę porobić to, co lubię i się przy tym dobrze bawię. Niewielki procent społeczeństwa ma ten przywilej, nie każdy dostał taki dar z góry, że może robić to co kocha i jeszcze na tym zarabiać pieniądze.

Każdy odpowiedzialny ojciec, mąż, idzie do pracy po to, by utrzymać swoją żonę, dzieci, rodzinę. By zapewnić im lepsze życie. A czasami tej pracy nadzwyczajnie w świecie nie lubi lub jest mu obojętna, traktowana tylko w kategorii pracy. To też ma swoje plusy, bo łatwiej zamknąć biuro o 18:00 w piątek i potem przez 2,5 dnia nie myśleć o pracy i następna myśl dotycząca życia zawodowego pojawia się w poniedziałek o 9:00. W mojej robocie nie ma na to miejsca. Tutaj żyjesz 7 dni w tygodniu, tu żyjesz 24 godziny na dobę, tu żyjesz nawet na wakacjach. Tak jak moja żona i syn przeglądają strony, które ich interesują, tak jak przeglądam te, które mnie fascynują i które zwykle są związane z moją pracą.

Zrozumienie ze strony bliskich z pewnością też było ważne na przestrzeni lat...

Dla prawdziwej kobiety mężczyzna bez pasji jest nieciekawy, nieatrakcyjny. Po co ma się facet patrzeć na żonę przez 30 lat w domu, przychodzić, zjeść obiad i patrzeć się w telewizor i mieć powtarzalność weekendu? Być może są tacy ludzie, którzy tak żyją i są szczęśliwi. Ja tego nie neguję, nie kwestionuję i nie krytykuję. Wydaję mi się, że u mnie jest trochę inaczej. My mamy dość dużo wolnej przestrzeni.

Żona mnie poznała w momencie, kiedy jechałem na Mistrzostwa Świata do Niemiec w 2006 roku. Od samego początku doświadczyła sytuacji, że oprócz zakończenia sezonu Ligi Mistrzów, półfinału, finału, gdzie znikałem na kilka dni, wyjechałem na 40 czy 45 dni na Mistrzostwa Świata. Dwa lata później urodził się mój syn. Przyjechałem do Warszawy na 6 godzin, by potem wrócić na Mistrzostwa Europy. Gdy wróciłem syn miał miesiąc.

Od początku wiedziała, jak wygląda moje życie, w jakiej branży jestem. To nie było tak, że byliśmy ze sobą i nagle zmieniłem styl życia i musiała to zaakceptować. Tylko od samego początku wiedziała jakim jestem człowiekiem, jak tym żyję. Musiało jej się to jakoś podobać, musiała to akceptować, może jej to imponowało, skoro zdecydowała się ze mną związać.

Czy wyobraża sobie pan do końca życie na pełnych obrotach?

Kiedyś wydawało mi się, że skończenie 40 lat będzie takim optimum. Myślałem, że to zabawa dla niedojrzałych chłopców i po 40. urodzinach zajmę się czymś poważniejszym. A teraz jestem prawie 10 lat starszy, w przyszłym roku skończę 50 lat i jeszcze mi się chce. Jeszcze mnie to kręci. Mam do tego serducho.

Wydaję mi się, że element zdrowotny, element właściwej koncentracji może być tą kwestią, która przesądzi o podjęciu określonej decyzji. Jeśli któregoś dnia zauważę, że reaguję już wolniej, że nie widzę, że nie mam refleksu, że się zawieszam, to wtedy będzie takim moment, że organizm da mi sygnał, że już czas zakończyć.

W sobotę finał Ligi Mistrzów. Która drużyna zwycięży?

Wydaję mi się, że jeśli Real Madryt wygra Ligę Mistrzów to będzie chyba najwybitniejszą drużyną w historii. Nie przypominam sobie zespołu, który w drodze po trofeum wygrał z wszystkimi najlepszymi. Real wygrał z Chelsea, PSG i Manchesterem City. W sobotę być może wygra z Liverpoolem. Wszyscy praktycznie najlepsi w Europie zostali pokonani. Czasami to losowanie dla drużyny, która wygrywała ostateczne trofeum było dosyć łatwe, była jedna trudna przeszkoda, dwie lub trzy łatwiejsze.

Moje serce 28 maja będzie białe, ale gdybym miał powiedzieć obiektywnie, bez emocji, to w tym momencie lepszy zespół ma Liverpool i tak czysto w argumentach sportowych to stawiam na zespół Kloppa.

A jak pan ocenia szanse Polski na mundialu?

Myślę, że dobrze, dlatego że nie będzie obozu przygotowawczego. Począwszy od 2002 roku zawsze mieliśmy miesiąc na przygotowania. Z wyjątkiem Mistrzostw Europy w 2016 roku wyglądaliśmy źle na turniejach. Albo byliśmy przetrenowani, albo niedotrenowani. A tu mamy sytuację – z racji terminu – że piłkarze zagrają mecz, a tydzień później będą grać już w meczu na Mistrzostwach Świata. Nie będzie więc żadnego obozu.

Uważam, że mamy trenera mądrego, trenera z pomysłem, pasją. Kilku piłkarzy jest w dobrym momencie swojej kariery, z tego co się orientuję za 3-4 miesiące kilku piłkarzy będzie w innym miejscu swojej kariery, zmienią kluby i będą regularnie grać. Sądzę, że Meksyk jest słabszy niż kilka lat temu. Jestem umiarkowanym optymistą, ale uważam, że nasz zespół stać na to, aby wejść z grupy.

Ostatnio sporo mówi się o transferze Roberta Lewandowskiego. Jaka jest pana zdanie w temacie prawdopodobnego transferu?

Jako kibic Bundesligi chciałbym, żeby Robert przebił rekord Gerda Müllera. Natomiast jako kibic niezwykłego talentu i pracowitości i osiągnięć Roberta Lewandowskiego, mogę go tylko podziwiać, że chce wyjść ze strefy komfortu, że jako największa gwiazda Bundesligi ostatnich lat, jako 10-krotny mistrz Niemiec, zwycięzca Champions League, 7-krotny król strzelców Bundesligi, chce jeszcze w wieku 33 lat mierzyć się z nowymi wyzwaniami, szatnią, ligą, że chce się nauczyć nowego języka. To moim zdaniem ma związek też z tym, że na koniec kariery chciałby powalczyć, o to, by stać się gwiazdą globalną. Tylko Real, Barcelona i Manchester mają zasięg ogólnoświatowy.

Jak chcesz kiedyś uśmiechnąć się z ekranu reklamy chipsów, no to na pewno nie jako piłkarz Bayernu Monachium. On jako najlepszy piłkarz Bundesligi, przez wiele lat tak naprawdę kampanie reklamowe poza Huawei robił wyłącznie w Polsce. Zrobił kiedyś z Kubą Błaszczykowskim, Piszczkiem i Kloppem reklamę Opla w Dortmundzie, ale tak naprawdę przez te wszystkie lata rynek niemiecki nie dostarczył mu żadnej reklamy globalnej, ani nawet na rynek niemiecki. Wydaję mi się, że gdyby w sportowej pozycji Lewandowskiego był piłkarz niemiecki, to dawno byłby gwiazdą kilku reklam na rynku niemieckim.

 

Co sądzisz na ten temat?

podoba mi się 0
nie podoba mi się 0
śmieszne 0
szokujące 0
przykre 0
wkurzające 0
facebookFacebook
twitterTwitter
wykopWykop
0%