Ostatnio w mediach społecznościowych zawrzało po opublikowaniu filmiku „Hejt na Kołobrzeg” na platformie Tiktok przez Nicole Węcławiak, popularną, średzką influencerkę, która na samym Tiktoku ma ponad milion obserwujących. W swoim nagraniu skrytykowała miasto, co wywołało lawinę komentarzy. Co tak naprawdę Nicole Węcławiak miała na myśli, nagrywając tego typu materiał?
Kołobrzeg - miasto nieprzyjazne influencerom?
„Hejt na Kołobrzeg” rozpoczyna się od krytyki 20-minutowego korku przy wjeździe do Kołobrzegu. Dalej było tylko gorzej- brak WiFi w restauracji, horrendalne ceny za wstęp na diabelski młyn oraz obecność mew na plaży, to tylko część z „problemów”, jakie napotkała Nicole Węcławiak, przez co określiła Kołobrzeg jako miasto „nieprzyjazne influencerom”. Nagranie szybko zyskało bardzo dużą liczbę odsłon, wykraczając poza internet. Wiele znanych portali i gazet szeroko opisywało sprawę tiktokowego „hejtu na Kołobrzeg”.
– Do nagrania filmu skłoniło mnie nic innego jak wakacje, które spędziłam w Kołobrzegu. Na swoich mediach społecznościowych często pokazuję różne wydarzenia ze swojego życia, nagrywam vlogi, relacjonując najciekawsze podróże czy inne sytuacje. Najczęściej, z uwagi na komediową tematykę moich profili w mediach, ubieram takie filmy w zabawne tło, aby utrzymać zainteresowanie moich stałych widzów, zainteresowanych komediowym contentem oraz aby dostarczyć jak najciekawszej rozrywki – tłumaczy Nicole Węcławiak.
Influencerka w ogniu krytyki
Po tym jak sprawa filmiku „Hejt na Kołobrzeg” rozeszła się szerokim echem, tiktokerka sama musiała zmierzyć się z falą hejtu. Jak przyznała Nicole Węcławiak, według niej film został źle zrozumiany, szczególnie wśród odbiorców, którzy natknęli się na niego w mediach tradycyjnych (jak gazety papierowe) czy internetowe. Według niej, spotkała się ona z krytyką najczęściej ze strony starszych osób, które przeczytały artykuł Gazety Kołobrzeskiej i zupełnie nie są zapoznane z jej osobą. Influencerka uważa, że znaczna część ślepo zawierzyła gazecie i wyraziła swoją opinię na jej temat, nie zapoznając się nawet z jej filmem.
– Wiem, że tak było, bo spora grupa komentujących sama chwaliła się, że nie obejrzała nawet oryginalnego wideo na moim profilu. „Nie będę nabijać tej pani wyświetleń, więc nawet nie obejrzałam”, „nie widziałam oryginału ale...” to bardzo często przewijające się w komentarzach pod artykułem zwroty, które, myślę, świadczą o twórcach negatywnych opinii na mój temat – podkreśla nasza rozmówczyni.
Film „pół żartem- pół serio”
Jak dodaje Nicole Węcławiak, według niej film został źle zrozumiany, a z jej obserwacji wynika, że praktycznie wszystkie osoby młodsze, znające jej internetową postać, zrozumiały koncept filmu i obecny w nim sarkazm. Zdaniem Nicole „Hejt na Kołobrzeg” był nagrywany, jak to ma miejsce w większości filmików influencerki „pół żartem – pół serio”, ale nie każdy to wyłapał.
– Na moim profilu nie było negatywnych komentarzy, bo osoby znające moje ironiczne podejście do vlogów zrozumiały, że ten film to w pewnym stopniu żart. Na komentarze nie zareagowałam w żaden sposób. Nie prze-jęłam się krytyką osób, które nawet nie obejrzały mojego filmu, bo uważam, że nie miałoby to najmniejszego sensu. Cieszy mnie, że w komentarzach pod niepochlebnym artykułem znalazło się też sporo głosów broniących mnie i rozumiejących konwencję żartu – dodaje autorka nagrania.
Nie można ślepo ufać mediom
Nicole w rozmowie z nami apeluje, aby nie ufać ślepo mediom ani żadnym innym środkom przekazu bez osobistego sprawdzenia materiału źródłowego. Jak podkreśla, w artykule gazety był podany nawet link do filmu, więc kwestia dotarcia do źródła była kwestią dosłownie jednego kliknięcia, a i tak wielu osobom nie chciało się tego uczynić.
– Sprawdzajmy materiał źródłowy, zanim zdecydujemy się coś publicznie skomentować, bo ślad po komentarzu zostaje, a można przypadkiem samemu się ośmieszyć – podsumowuje nasza rozmówczyni.
Brak komentarza, Twój może być pierwszy.
Dodaj komentarz